Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2017

Kopnięcia: Klasyka - poprawne wykonanie kopnięć w wersji ITF wg "ojca Taekwon-Do".

Obraz
W Polsce nadal jest znacznie więcej organizacji i klubów będących spadkobiercami koncepcji gen. Choi Hong Hi i pierwszego ITF, niż tych, które reprezentują olimpijską odmianę Taekwondo WTF. Mam świadomość, że nie każdy trenujący ma dostęp do oryginalnych materiałów źródłowych, a być może są tacy, którzy chcieliby poznać wskazówki nie tylko własnego trenera, ale i te, których udzielał „ojciec Taekwon-Do”. Dzisiejszy wpis jest cytatem dotyczącym wskazówek obowiązujących przy wykonaniu wszystkich kopnięć z repertuaru ITF oraz dodatkowo dla sztandarowego kopnięcia tej odmiany - Yopcha Jirugi. Czwarty tom 15-tomowej „Encyclopedia of Taekwon-Do" w całości poświęcony jest technikom nożnym. Na stronie 19-ej, autor gen. Choi Hong Hi, wymienia 10 wspólnych reguł obowiązujących przy wykonywaniu kopnięć: Sprężynowanie kolana nogi stacjonarnej musi być zawsze wykorzystywane. Po zakończeniu kopnięcia, noga kopiąca musi być natychmiast wycofana, aby uniknąć przechwycenia przez prze

Czy wiecie... w jakim filmie, jakiego polskiego reżysera, Bruce Lee zabił Jackie Chan'a?

Obraz
Z jakiego filmu pochodzi to ujęcie? Poprawne są dwie odpowiedzi. Marzeniem i ambicją Bruce'a Lee było zrobienie kariery filmowej w USA. Za życia nigdy mu się to nie udało. Trzy filmy nakręcone w Hongkongu uczyniły z niego megagwiazdę kina azjatyckiego i dopiero wtedy pojawiła się szansa na produkcję amerykańską. Było to „Wejście Smoka”. Trzy lata po premierze „Wejścia Smoka”, w 1976 roku, przebywający na emigracji Roman Polański stworzył film zatytułowany „Lokator” (fr. „Le Locataire”, ang. „The Tenant”). Stworzył, ponieważ był współproducentem, reżyserem oraz odtwórcą głównej roli. Zaraz na początku filmu, (dokładnie 16 min. 50 sek.) widzimy oddalających się paryską ulicą Polańskiego z Isabelle Adjani. W następnym ujęciu, zupełnie niespodziewanie, cały ekran należy do półnagiego Bruce'a Lee wykonującego kopnięcie nożycowe w dwóch przeciwników, a następnie demolującego kolejnego przeciwnika, który ośmielił się zaatakować go kopnięciem bocznym. Sekwencja trwa 15 sek

Moja historia cz.6: Mój „brat” Klaudiusz.

Obraz
Zagrajmy w skojarzenia: ktoś podaje hasło „Klaudiusz” - ja odpowiadam „brat”. Tak to czuję, pomimo że formalnie nie łączyły nas żadne więzi rodzinne. Kiedy wiosną 1978 roku zacząłem dojeżdżać na treningi do Mławy, nie robiłem z tego tajemnicy. Nikomu jednak nie zależało tak jak mnie i nie znalazła się ani jedna osoba, która chciałaby się przyłączyć. W wakacje „znalazłem” Mariana, ale nie była to jedyna niespodzianka. Klaudiusz, który do tego momentu wydawał się być całkowicie obojętny na karate, wrócił z pobytu u swojej rodziny w Wejherowie. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu niespodziewanie oświadczył: „Ja też znam karate, nie tylko Ty !”. Okazało się, że na wybrzeżu poznał jakiegoś „nawiedzonego” Japończyka, który uczył kilka osób. Nie wiem, czy pobierał za to opłaty? Myślę, że tak i chyba głównie o to chodziło, biorąc pod uwagę, ile Klaudiusz od niego się nauczył. Znajomość karate w wykonaniu Klaudiusza, po naukach Japończyka, ograniczała się do przyjęcia szerokiej, mocno obniżo

Walka: Wiedza jest siłą - pierwszy krok: świadoma praca; atak i kontratak

Bardzo często adepci pilnie i sumiennie wykonują na treningu zalecone ćwiczenia, zdając się w 100 procentach na prowadzącego. Działają mechanicznie w ogóle nie zastanawiając się nad tym co robią - innymi słowy angażują sumiennie TAE (nogi) i KWON (ręce) z wyłączeniem DO (myślenia). W efekcie takiej postawy, kiedy dostają do wykonania samodzielne zadanie np. walka z cieniem lub sparing, w dużym stopniu stają się niezdecydowani i mają trudności z wykorzystaniem swoich umiejętności.   Jeżeli zawodnikowi brakuje wiedzy na temat walki, będzie się jej obawiał. Mniej lub bardziej świadomie będzie odczuwał swoją bezradność i zagubienie – tak, jak gdyby znalazł się na obcym, nieznanym terenie. Wiedza na temat walki da zawodnikowi pewność siebie i uporządkuje jego działania. I. ZWYCIĘSTWO Żeby wygrać walkę, trzeba spełnić 2 warunki: zdobywać punkty nie tracić punktów Oznacza to, że przez cały czas trzeba myśleć w równym stopniu o ataku i obronie. II. POSTAWA PSYCHICZNA (n

Moja historia cz.5: Mój drugi nauczyciel – Karate Kyokushin vs Karate Do (Shotokan).

Jeżeli ćwiczysz karate trochę dłużej niż dwa miesiące i od samego początku słyszysz, że nie możesz użyć żadnej techniki, gdyż są one zbyt niebezpieczne, to zaczynasz wierzyć w magię karate. Nabierasz przekonania, że ruchy karate są jak tajemnicze zaklęcia – wystarczy je poznać, uchylić rąbka tajemnicy, aby działały same z siebie. To, że nauczany jesteś potajemnie w lesie, dodaje klimatu tej otoczce. Nastały wakacje 1978 roku. Treningi karate zostały zawieszone na ten okres, a ja i tak znalazłem się w Mławie. Wziąłem udział w jakimś obozie paramilitarnym. Nie pamiętam co robiliśmy, poza tym, że cały dzień chodziliśmy w mundurach, mieliśmy apele, wzorcowo zaścielone łóżka, na których przez cały dzień nie wolno było nawet usiąść, a na wyjście do miasta trzeba było uzyskać przepustkę. Najważniejsza była jednak możliwość zdobycia w trakcie obozu prawo jazdy na samochód i motocykl. Właśnie na tym obozie doszło do pierwszej konfrontacji „mojego karate” z rzeczywistością. Byłem dumny z t

Istota Taekwondo: Nie ma rozciągnięcia, nie ma Taekwondo.

Obraz
Na stronie Polskiego Związku Taekwon-Do można znaleźć następujące zdanie: „W chwili obecnej techniki wykonywane z „falą” stanowią główną, najlepiej rozpoznawalną dla postronnego obserwatora różnicę pomiędzy techniką Taekwon-Do a taką, która nią nie jest. Podsumowując: nie ma fali, nie maTaekwon-Do.” W moim przekonaniu bardziej słuszna jest parafraza powyższego: Wysokie kopnięcia, kopnięcia obrotowe oraz kopnięcia wykonywane podczas wyskoku, zarówno pojedyncze jak i całe ich serie stanowią główną, najlepiej rozpoznawalną dla postronnego obserwatora różnicę pomiędzy techniką Taekwondo a taką, która nią nie jest. Podsumowując: nie ma rozciągnięcia, nie ma Taekwondo. Moim celem było poznanie Tae Kwon Do w całości i cel ten osiągnąłem – dla mnie Taekwondo jest jedno. Taka była przecież idea powstania nazwy, która miała stanowić synonim dla określenia „koreańskie sztuki walki”. Nazwa „Taekwondo” miała stanowić znak rozpoznawczy i przeciwwagę dla Karate (japońskie sztuki walki)

Moja historia cz.4: Taekwondo w Mławie.

Obraz
Minęło ponad jedenaście lat, a ja ponownie zacząłem regularnie dojeżdżać na treningi do Mławy, z tą różnicą. że tym razem to ja je prowadziłem. W 1990 roku utworzyłem pierwszą w Mławie sekcję Taekwondo. Wyszkoleni przeze mnie Paweł Niewada i Marek Woliński byli pierwszymi czarnymi pasami „rodem z Mławy”. Obaj zdali egzamin na 1 Dan w maju 1993 roku. Robiąc kolejny nabór we wrześniu 1993 roku, wykorzystałem ten fakt. Na „plakatach”, które były niczym innym jak „kserówkami” w formacie A4 lub A3, znalazło się zdanie brzmiące mniej więcej tak: „Paweł Niewada i Marek Woliński z Mławy zdobyli już czarne pasy – spróbuj i Ty'” - coś w tym rodzaju. W każdym razie ten zabieg reklamowy przyniósł bardzo dobry rezultat. Zgłosiło się całkiem sporo osób. Duet Paweł i Marek udowodnił także, co warta jest dobra technika w wykonaniu czarnego pasa. Sposób w jaki to zrobili uznać trzeba , delikatnie mówiąc, za nieco niefortunny. Jako najbardziej zaawansowani technicznie, trenowali w parze, pom

Moja historia cz.3: Karate, Judo, zima stulecia i „zostałem na lodzie”.

Od jesieni 1978 roku przenieśliśmy się z lasu do małej, wolno stojącej salki niedaleko technikum budowlanego w Mławie, gdzie kontynuowaliśmy treningi. W rzeczywistości salka przypominała barak. Teraz przyjeżdżał ze mną Klaudiusz. Często trzeba było biec ze stacji kolejowej, żeby nie spóźnić się na trening. Po treningu czekał nas ponowny bieg na pociąg. Nie pamiętam, ile razy zabraliśmy ze sobą Gosię Zielińską? Gosia przeprowadziła się do Działdowa z Lublina, gdzie trochę trenowała Taekwondo. Dziwi mnie, jak mało potrafię przywołać konkretnych obrazów z treningów, na które w sumie uczęszczałem od kwietnia 1978 do lutego 1979 roku. Nadal ćwiczyliśmy kata, a na niektórych treningach judo oraz być może jakieś elementy aikido. Pamiętam kilka innych rzeczy: w wynajętej salce było coś w rodzaju małej sceny i na niej przebieraliśmy się. Klaudiusz po swoim pierwszym treningu był bardzo zmęczony. Przebrał się i „wlókł się” przez salkę w stronę wyjścia. „Zobacz, zapomniał skarpetek” - śmia

Moja historia cz.2: Samuraj z lasu.

Kilka dni temu, w weekend majowy, odwiedziłem rodziców. Powiedziałem im, że zdecydowałem się opisać swoją historię. „Napisz o tym, jak w tajemnicy jeździłeś do Mławy i podrobiłeś mój podpis, a wydało się dopiero wtedy, gdy któregoś razu wypadły bilety z kieszeni twoich spodni, które wzięłam do prania” - bez namysłu odrzekła mama. Rzeczywiście jeździłem w tajemnicy. Było to dla mnie zbyt ważne, aby ryzykować. Istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że rodzice, zwłaszcza mama, nie wyraziliby zgody. Miałem własne pieniądze – od kilku lat dorywczo handlowałem zachodnimi płytami winylowymi i to wystarczało na moje potrzeby. Wcale nie było łatwo nawiązać kontakt z grupą w Mławie. Funkcjonowała jako tzw. „dzika sekcja”. Myślę, że ćwiczący zebrali się raczej „pocztą pantoflową”, a nie na oficjalne ogłoszenie. Wątpię, żeby byli gdzieś zarejestrowani i chyba nikt nie wiedział gdzie trenują. Być może w ogóle bym nie usłyszał, że taka grupa istnieje, gdyby nie Krzysztof Puzio (w tym czasie