Refleksje: Kim Hyok Nam - główna przyczyna wprowadzenia Taekwondo do Ciechanowa

W styczniu 1988 roku nadal byłem jedynym czarnym pasem Taekwondo ITF w całej północno-wschodniej Polsce. Od kilku miesięcy utrzymywałem w Działdowie koreańskiego instruktora Kim Hyok Nam IV Dan, który, chociaż tego nie przewidziałem, w rzeczywistości stał się moim prywatnym pracownikiem.
Sprowadzając oficjalną drogą koreańskiego mistrza, rekomendowanego przez ITF, do tak małej miejscowości jak Działdowo, dokonałem rzeczy niemal niemożliwej, a jednak, gdy wróciłem z tą radosną nowiną z Lublina, działdowski TTKF (Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej), w reakcji na nią... zerwał ze mną współpracę !
Umowa, na podstawie której Koreańczyk miał przebywać w Działdowie, przewidywała gwarancję miesięcznej pensji w wysokości, mniej więcej, 2000 dzisiejszych złotych oraz opłacenie jego zakwaterowania. Ja zaryzykowałem, a TKKF nie.

Byłem optymistą, wierzyłem, że musi się udać - gdyby się nie udało, moje wynagrodzenie, nauczycielska pensja za półtora etatu plus dodatki, mogłaby nie wystarczyć na utrzymanie mistrza.

W 1987 roku przepisy zabraniały prywatnej działalności w zakresie organizowania i prowadzenia zajęć z zakresu sztuk walki. Uprawnienia takie miało zaledwie kilka podmiotów, w tym podupadająca, typowo socjalistyczna organizacja, ZSMP (Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej) - najprawdopodobniej, wykorzystując dużą popularność sztuk walki, próbowano w ten sposób ją ratować.
W Działdowie, jeśli nie mogłem należeć do Klubu START i TKKF (w rzeczywistości jednym i drugim zawiadywali chyba ci sami ludzie) to działalność moja mogła być nielegalna, lub "podpięta" pod ZSMP.
Dosyć łatwo się z nimi dogadałem - nie mieli nic do stracenia i nie musieli, ani nie chcieli, mieć żadnego pojęcia o tym co robimy. Co miesiąc dostawali składki członkowskie od naszych ćwiczących i być może zyskały ich sprawozdania z działalności.

Na moje szczęście, wieść, że treningi będzie prowadził Koreańczyk odniosła odpowiedni skutek i zgłosiło się tylu chętnych, że pieniędzy wystarczyło na zobowiązania.
Nikt z nas nie zarabiał. Skarbnikiem był Krzysiek Pawelski lub Zbigniew Kowalkowski. Ja pilnowałem, żeby w pierwszej kolejności regulowane były zobowiązania tj. pensja dla Koreańczyka, opłacenie jego zakwaterowania i składki do ZSMP. Wydaje mi się, że salę w tym okresie udało mi się dostać bez opłat, dzięki życzliwości dyrekcji szkoły.
Nie pamiętam, czy treningi odbywały się codziennie, czy też 3 razy w tygodniu ? Tak, czy inaczej, koreański mistrz miał sporo wolnego czasu, a przy tym żadnych atrakcji i znajomości. Nie mówił po angielsku, ani tym bardziej po polsku. Zdarzało się, że wyjeżdżał na weekend do Warszawy, ale zawsze po takim wyjeździe prosił mnie na chwilę rozmowy i dodatkowe pieniądze, które z reguły dostawał, chociaż taki wydatek nie był przewidziany - nie zbieraliśmy aż tak dużo, żeby mieć rezerwy, a poza tym, był problem z udokumentowaniem i rozliczeniem "nieuzasadnionych" kosztów, tak więc musiały to być pieniądze z "mojej prywatnej kieszeni".
Biorąc pod uwagę powyższe oraz dużą rotację ćwiczących, uznałem, że potencjał koreańskiego mistrza w samym Działdowie nie jest odpowiednio wykorzystany.
Postanowiłem zorganizować Koreańczykowi dodatkowe zatrudnienie w Ciechanowie, wówczas mieście wojewódzkim, położonym od Działdowa w odległości 60 km w stronę Warszawy. Miałem nadzieje, że dodatkowa praca w Ciechanowie zagospodaruje mu wolny czas oraz pozwoli zarobić więcej pieniędzy, a poza tym przyczyni się do rozpropagowania Taekwondo. Złożyłem mu propozycję, a on się zgodził.

Wraz z nastaniem nowego, 1988 roku, pojechałem do Ciechanowa. Nie znałem miasta ani ludzi, gdyż wcześniej nigdy w nim nie bywałem - jeśli ktoś z Działdowa nie miał do załatwienia osobiście spraw w instytucjach wojewódzkich, nie wysiadał z pociągu w Ciechanowie, tylko jechał dalej, do Warszawy.
Znalazłem miejscowy TKKF i ku mojemu zadowoleniu (zupełnie inaczej niż w Działdowie) trafiłem na duże zainteresowanie. Konkretni ludzie, konkretne ustalenia i konkretne działania. Zorganizowano skuteczną reklamę i ustaliliśmy datę spotkania inauguracyjnego z zapisami na luty.

Tymczasem pod koniec stycznia, po kolejnym weekendzie w Warszawie, Koreańczyk oznajmił mi, że dostał ze swojej Ambasady polecenie przeniesienia się od kolejnego miesiąca, tzn. od lutego, do Wrocławia, pomimo że przebywał w Działdowie niespełna 5 miesięcy, a umowa zawarta była na rok !

Z jednej strony odetchnąłem z ulgą - w grupie zaawansowanej nie udało mu się zdobyć odpowiedniego autorytetu i coraz wyraźniej dochodziło do konfliktów, natomiast jako "nowinka" już się w Działdowie opatrzył i liczba chętnych do treningów zaczęła wykazywać tendencję spadkową.
Z drugiej strony pozostał problem z Ciechanowem - spotkałem tam poważnych ludzi, którzy poważnie potraktowali moją propozycję i wiedziałem (byliśmy w kontakcie telefonicznym), że jest duże zainteresowanie treningami. W tej sytuacji uzgodniliśmy, że ja przejmę na siebie to zobowiązanie, o ile zainteresowanie nie spadnie po spotkaniu inauguracyjnym i wobec wiadomości, że treningi nie będą jednak prowadzone przez Koreańczyka.

Tak, jak mi oznajmił, z początkiem lutego koreański mistrz wyprowadził się z Działdowa, jednak przed wyjazdem wymusiłem na nim obietnicę, że pojawi się w Ciechanowie na spotkaniu inauguracyjnym. Cała sytuacja i tak stała się skrajnie niezręczna, a  gdyby Koreańczyk w ogóle się nie pojawił w Ciechanowie, doszłoby do kompromitacji - zapewne posądzono by nas o tani chwyt reklamowy.

Spotkanie inauguracyjne powiodło się. Przyszło wielu zainteresowanych, ja dojechałem z Działdowa, a z Warszawy Kim Hyok Nam, w towarzystwie kolegi, koreańskiego studenta, mającego pełnić rolę tłumacza. Spotkanie przebiegało w ten sposób, że ja i koreański mistrz przebrani w doboki objaśnialiśmy na czym polega Taekwondo, demonstrowaliśmy techniki i odpowiadaliśmy na pytania.

Po spotkaniu wsiedliśmy do pociągu i wspólnie pojechaliśmy do Warszawy. Pamiętam, że w podróży wykorzystując obecność tłumacza, rozmawialiśmy na różne tematy. W pewnym momencie, patrząc na siedzących przede mną  Koreańczyków napomknąłem o ich czarnych, gęstych włosach. "Ty masz takie same" - odpowiedział bez chwili namysłu Kim Hyok Nam po tym, jak kolega przetłumaczył mu, co powiedziałem - zapamiętałem to, ponieważ wówczas bardzo chciałem być  "podobny" do Koreańczyków, i chociaż może przede wszystkim pod względem technicznym, to dobre chociaż takie podobieństwo :)

Później z Kim Hyok Nam spotkałem się już tylko 2-krotnie w Warszawie: tego lata podczas wizyty koreańskiej drużyny pokazowej  (znaleźliśmy wówczas trochę czasu, aby pomógł mi opanować kilka wyższych układów) oraz później,  podczas Mistrzostw Świata Juniorów (wtedy poinformował mnie, że Koreańczycy "po cichu"  rozprowadzają komplet 4-ch videokaset z materiałem szkoleniowym ITF - bez wahania pożyczyłem od znajomych bardzo dużą sumę pieniędzy, której sam nie miałem, i oczywiście kupiłem te videokasety).

Po Kim Hyok Nam, oprócz wspomnień pozostało: kilka zdjęć, oficjalny kalendarz ITF (z kilkoma jego zdjęciami), materiał z wymienionych wyżej videokaset (okazało się, że jest na nim jednym z głównych instruktorów) oraz powód, dla którego wprowadziłem Taekwondo do Ciechanowa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mój program "Taekwondo Stretching" (cz. 1): Wprowadzenie i Zestaw 1

Jeszcze dwie książki w języku polskim na temat Taekwondo