"MAM TALENT" TVN (cz. 7) - moje wspomnienia (cz. 6): Droga do półfinału i niezrealizowany scenariusz

Wakacje, trochę więcej czasu, można nadrobić zaległości, dokończyć niedokończone.

Minęło ponad dwa i pół roku od ostatniego posta z cyklu „Mam Talent TVN – moje wspomnienia”. Nie mogłem zdecydować się na kontynuację z dwóch względów: po pierwsze nie byłem pewien na ile mogę zdradzić kulisy produkcji tego programu, a po drugie nie wiedziałem, czy ujawniać niewykorzystany scenariusz – przecież to mój, uważam: ciekawy, pomysł, którego nie zrealizowaliśmy, a może ktoś wykorzysta go bez mojej zgody?

Po powrocie z Gdańska musieliśmy czekać na wezwanie na ostateczną selekcję – z około 6 tysięcy startujących blisko 160 uczestników otrzymało na castingach przewagę TAK i z tej liczby należało wybrać 40 osób do występów „na żywo” w odcinkach półfinałowych (nie pamiętam, ale być może były już zakwalifikowane osoby, 4 lub 5, przez tzw. „złoty guzik”, zatem w tej sytuacji ze 160 wybierano by tylko 35 półfinalistów).

Selekcja odbyła się w pierwszej połowie lipca w teatrze mieszczącym się w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Należało stawić się wczesnym przedpołudniem. Około południa uczestników, ubranych w stroje z występów, zabrano do pomieszczeń na piętrze, a osoby towarzyszące musiały czekać, nie wiedząc jak długo?

Tymczasem na górze, po nagraniu wstępu, zafundowano kandydatom tradycyjny horror – wzywano ich przed komisję w wyznaczonych grupach, a po wyjściu każdej, pozostali oczekujący mieli możliwość stresowania się coraz mniejszą liczbą wolnych miejsc – ta systematycznie malejąca liczba wyświetlana była na widocznej w poczekalni tablicy.

Najpierw jakiś czas czekaliśmy w teatrze. Później poszliśmy do sąsiednich Złotych Tarasów, gdzie nie wiem co mnie skusiło na tajskie jedzenie… Czas płynął. Nowy Świat, sklep z płytami – nawet nie w suterenie, a dosłownie w piwnicy (dobrze zaopatrzony, ale o nieprzyjemnym zapachu i to zdecydowało, że nic nie kupiłem, chociaż co najmniej jeden tytuł bardzo kusił) – dalszy spacer, patrzenie na zegarek i telefon… Późnym popołudniem wróciliśmy do teatru. Widzieliśmy jak schodzą i odchodzą niezadowoleni kolejni kandydaci. Wreszcie około godziny 19-ej telefon: „Czekają nas intensywne przygotowania! Przeszłam!”. Daria stanęła przed komisją w ostatniej grupie.

Szczerze mówiąc trochę spodziewałem się kwalifikacji - wiedziałem że w Gdańsku poszło nam naprawdę dobrze.

W tej sytuacji do Bydgoszczy miała przyjechać ekipa TVN, żeby przygotować dla Darii kolejną czołówkę, tzw. wizytówkę. Wysłałem kilka propozycji lokalizacji i wybór padł na Myślęcinek. Ekipa zjawiła się chyba jeszcze w sierpniu. Bardzo mili ludzie – ku mojemu zdziwieniu jeden z członków ekipy pamiętał nas z precastingu w Bydgoszczy.

Kilka godzin w ogrodzie zoologicznym – przemieszczanie, filmowanie Darii w różnych sytuacjach oraz wywiad z nią. Sekwencje Taekwondo i te ukazujące ją „w cywilu”. Kreatywny operator wykonał dwa wyjątkowe ujęcia: pierwsze na wąskim drewnianym mostku wysoko nad ziemią – „Ja przyklęknę, a ty kopniesz tak, żeby zasłonić słońce?” – odpowiedź brzmiała „Jasne!”, chociaż mowa była o zaćmieniu 😊. On ustawił się z kamerą, Daria wystrzeliła wysokie Yop Chagi. Po kilku próbach otrzymał to, o co mu chodziło, i chyba wyszło bardzo dobrze, bo gdy później, 24 października, siedzieliśmy już na widowni czekając na rozpoczęcie pierwszego półfinałowego odcinka, ze zdziwieniem zobaczyliśmy na olbrzymim ekranie Darię na stopklatce. Gdy w telewizorach skończyły się reklamy, których my nie widzieliśmy, uruchomiono film: BAM! – nakręcone w Myślęcinku Yop Chagi było pierwszym ujęciem otwierającym w przekazie telewizyjnym odcinki „na żywo”!

Drugie kreatywne ujęcie trafiło do wizytówki. Mieliśmy problem z tygrysem, na którym chyba najbardziej nam zależało – było ciepło i rozleniwione zwierzę spało w oddali ani myśląc o telewizji i karierze w MAM TALENT. Już myśleliśmy, że nic z tego nie będzie. Kiedy zrobiliśmy cały materiał, wróciliśmy do tygrysa, a ten wówczas jak na zamówienie (świadom może ostatniej szansy) wstał i majestatycznie przedefilował przed nami i kamerą. Błyskawiczny pomysł i refleks operatora: sfilmował tygrysa przechadzającego się w odbiciu twarzy Darii na szybie (to ujęcie kończyło wizytówkę).

Następnie przenieśliśmy się na naszą salę treningową, aby zrobić kilka ujęć Darii jako trenerki. Stawiła się grupka kilkorga dzieci (specjalnie na tę okazję umówionych), początkujących i trochę roztrenowanych przez wakacje. Potem jeszcze wywiady ze mną i ponownie z Darią. OK, mamy to.

Niecierpliwie i z ciekawością czekaliśmy na transmisję z castingu w Gdańsku. Kiedy i ile puszczą z naszego występu? Jak to będzie wyglądało? - nie mieliśmy żadnych informacji na ten temat.

Pierwszy odcinek bez Darii, ale na koniec, w zwiastunie drugiego… JEST!

Przed emisją drugiego odcinka telefon: mój siostrzeniec zauważył, że w niektórych gazetach z programem telewizyjnym reklamują odcinek naszym występem. Poszedłem szybko do punktu sprzedaży prasy i rzeczywiście w 3 gazetach znalazłem to, o czym mówił (z satysfakcją muszę powiedzieć, że we wszystkich tytułach na zdjęciach była to Daria, albo Jury – żaden inny uczestnik!).

Wreszcie transmisja i pełna satysfakcja. Cały występ ! (oprócz dwóch rozbić w których nie pękło po jednej desce – Daria rozbijała 15 deseczek w trzech rozbiciach po 5 – rozbiła 13). Poza tym dużo materiału: rozmowy na scenie z jury przed i po występie, bardzo fajna wizytówka i obecność w wielu zwiastunach reklamujących zarówno odcinek jak i cały sezon (znalazły się tu krótkie migawki wycięte w występie np. podcięcie i uderzenie Marka - odnoszę wrażenie, że w montażu wycięto uderzenia uznane za szczególnie brutalne, tym bardziej, że skierowane w leżących już przeciwników: Marka w genitalia i miażdżące uderzenie nogą w Damiana).

W pierwszym momencie byłem odrobinę zdezorientowany – odruchowo wyobrażałem sobie daleki, szeroki plan, tak, jak ja go widziałem. A tu montaż, zbliżenia, i zwolnienia (chyba po raz pierwszy w MAM TALENT). Fachowa robota!

Pozostało przygotowanie do półfinału.


NIEZREALIZOWANY SCENARIUSZ

Szukałem pomysłu na zaprezentowanie sztuki walki w nieco bardziej niestandardowy sposób: bardziej „filozoficzny” i teatralny – coś w rodzaju alegorii życia: rodzimy się, dokładamy wszelkich starań, walczymy z przeciwnościami, odchodzimy.

Jechaliśmy na trening. Podczas postoju, czekając na możliwość wjazdu na rondo, powiedziałem: „Daria, mam pomysł – jeśli dobrze go zagramy, ludzie będą wzruszeni”. Być może ton i sposób w jaki jej to opowiedziałem spowodował, że Darii rzeczywiście „łza zakręciła się w oku”.

Ciemna scena. Ciepłe światło (jak słońce o poranku) rozświetla leżąca postać w pozycji embriona (jako podkład słyszałem w głowie fragment suity „Peer Gynt” Edvarda Griega, którą rozpoczyna „Poranek”). Postać budzi się, wstaje, przeciąga, zaczyna wykonywać ćwiczenia gimnastyczne; kilka ćwiczeń i szpagaty, po czym zakłada bluzę dobok i przewiązuje się pasem (brałem pod uwagę możliwość zagrania tej pierwszej krótkiej sekwencji przez jakąś młodszą, mniejszą od Darii, dziewczynkę). Teraz (muzyka zmienia się na dynamiczną) następuję seria dynamicznych technik TKD – „solówka”. Nagle światło przenosi się w bok – oświetla niewielki pagórek na którym rośnie pojedynczy kwiat. Daria zwabiona jego urokiem podchodzi i zrywa kwiat… okazuje się, że ciemny pagórek jest inną skuloną postacią – demonem (ubranym w długi płaszcz z kapturem na podobieństwo mnicha, dementora z Harrego Pottera lub złowrogiej postaci z „Gwiezdnych Wojen – Mroczne  Widmo”), który teraz unosi się, zrzuca płaszcz ukazując swoje prawdziwe oblicze. Słońce zachodzi i rozpętuje się burza. Rozpoczyna się trudna, wyrównana walka (przy blasku błyskawic i odgłosach burzy). Ostatecznie Daria pokonuje demona – nie jest w stanie go unicestwić, ale go odpędza. Światło wydobywa ukryte do tej pory w mroku lustro. Zmęczona podchodzi do niego i przechodząc przez nie znika (widziałem taki trik w którymś z programów TVN, być może „You Can Dance”). Koniec (całość 2 minuty).

Konsultowałem ten pomysł z różnymi osobami, lecz przeważyły opinie: „Zbyt teatralny, zbyt pesymistyczny – ludzie chcą akcji, musi być akcja!”. Odpuściłem.

W sumie chyba dobrze, że nie zrealizowaliśmy tego projektu, chociaż ciągle „chodzi mi po głowie” – i miał duży wpływ na ostateczną scenografię występu półfinałowego. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mój program "Taekwondo Stretching" (cz. 1): Wprowadzenie i Zestaw 1

Jeszcze dwie książki w języku polskim na temat Taekwondo