Moi idole: Bruce Lee
"Wow, wow ! ... jesteś niczym rakieta albo meteoryt. Na krótki czas rozświetlisz cały świat."
(cytat z książki "Żelazna ambicja. Tyson" 2018)
"Wiele osób pytało go: Czy jest najlepszy ? Mówił wtedy: Jeśli powiem, że tak, zarzucicie mi, że się przechwalam, ale jeśli powiem, że nie, będziecie wiedzieli, że kłamię"
(Peter Chin - przyjaciel Bruce'a)
Czy Bruce Lee był moim idolem ? Oczywiście ! Bruce Lee w zakresie sztuk walki był geniuszem - jednym z tych ludzi, którzy przenieśli dziedzinę w której działali na nowy, wyższy poziom w skali globalnej i zrobili to na zasadach rewolucji - zszokowali i zadziwili wszystkich nową, niewyobrażalną jakością. Tych, którzy już ćwiczyli zmuszała ona do autorefleksji, innych inspirowała i zachęcała do naśladownictwa. Miliony ludzi na całym świecie rozpoczęło praktykę sztuk walki z jego powodu. W jednym z filmów dokumentalnych poświęconych Bruce'owi znajdujemy następującą wypowiedź: "W każdym, nawet najmniejszym, amerykańskim miasteczku jest kościół, salon piękności i szkoła karate - przed Bruce'm Lee był tylko kościół i salon piękności". Innymi słowy: Każdy chciał być jak Bruce Lee.
Dlaczego nie wymieniłem go w gronie moich idoli jako pierwszego ? Dlaczego nie napisałem o nim do tej pory ? Otóż wydawało mi się to tak oczywiste, że nie trzeba o tym pisać. Bo cóż napisać ? Równie dobrze można nie powiedzieć nic, jak napisać książkę - najnowsza z 2018 roku liczy 652 strony ! (autor: Mathew Polly - zobacz w google books)
Kilka dni temu chciałem pożyczyć "coś do oglądania" jednemu z moich młodych adeptów - obecnie dzieciom w wieku ok. 10 roku życia (przynajmniej tym, którzy trafiają do mnie) nazwisko Bruce Lee nic nie mówi. Chłopak "wciąga się" w Jackie Chan'a, ale przeszło mi przez myśl, że może powinien zobaczyć Bruce'a Lee ? To było pretekstem do obejrzenia kilku fragmentów, aby podjąć decyzję, czy tak stare filmy znajdą zainteresowanie u współczesnego młodego człowieka.
Pomimo, że znam na pamięć wszystko co pozostało po Bruce Lee, to kiedy go oglądam, wciąż nie mogę wyjść z podziwu. Niezwykła szybkość spotęgowana przez ekonomię ruchu - zarówno pojedynczych technik jak i całych sekwencji - powodują, że nadal niektóre z nich chcę zobaczyć na zwolnieniach. Do tego ekspresja i łamanie rytmu !
Benny Urquidez ("Too Young To Die" ZDF/Broadview TV 2015): "Bruce Lee zapierał ludziom dech w piersiach... Większość ludzi widziała jedynie początek i koniec walki. Trwała mgnienie oka i ludzie zmyślali co się stało w jej trakcie. Kiedy opadł kurz, Bruce stał emanując siłą i spoglądał na pokonanych przeciwników."
Benny Urquidez ("Too Young To Die" ZDF/Broadview TV 2015): "Bruce Lee zapierał ludziom dech w piersiach... Większość ludzi widziała jedynie początek i koniec walki. Trwała mgnienie oka i ludzie zmyślali co się stało w jej trakcie. Kiedy opadł kurz, Bruce stał emanując siłą i spoglądał na pokonanych przeciwników."
Nie ma co mówić: Bruce Lee (podobnie jak urodzony tego samego dnia i tego samego miesiąca Jimi Hendrix - zobacz, co ich łączyło ?) był jedyny i niepowtarzalny.
Był pierwszym azjatyckim mistrzem, który porzucił słowo styl ! Nie kultywował bezkrytycznie jednej odmiany, lecz sięgnął do wszystkiego, niezależnie od rodowodu danej odmiany, łącznie ze współczesnymi mu olimpijskimi sportami walki. Chińczyk-kosmopolita. Szukał rozwiązań uniwersalnych: Japonia, Korea, Filipiny, zachodnioeuropejski boks, szermierka, zapasy - gdzieś musi być coś, co je łączy. Po dogłębnej analizie stwierdził:
"Na początku myślisz, że uderzenie to uderzenie, a kopnięcie to kopnięcie, Kiedy wiesz trochę więcej, wydaje Ci się, że pomiędzy stylami i ich technikami są ogromne różnice, ale później wracasz do punktu wyjścia i rozumiesz, że kopnięcie to kopniecie, a uderzenie to uderzenie... Dopóki człowiek ma dwie ręce i dwie nogi, nie wymyśli nic więcej."
Czasem myślę, że na temat walki "w stójce" powiedział wszystko. To tak, jak z pisaniem o nim: możesz powiedzieć po prostu: "Bruce Lee" i wszystko jasne, lub napisać książkę na tysiąc stron, która i tak będzie kontrowersyjna i nie wyczerpie tematu.
Pierwsze moje wspomnienie związane z Bruce'm Lee, to zachodnioniemiecka gazeta "Bravo", w której jako młody chłopak w socjalistycznej Polsce szukałem zdjęć i plakatów zespołów muzycznych. W jednym z numerów zobaczyłem galerię nagrobków gwiazd. Zastanowiło mnie, kim mógł być ten Azjata, pokazywany w sąsiedztwie Elvis'a Presley'a ?
Drugie spotkanie miało miejsce w czerwcu 1982 roku. Do Torunia przyjechał z Trójmiasta Andrzej Świerk 3 Dan Karate Shotokan. Poprowadził szkolenie, przeprowadził egzamin na stopnie Kyu, a następnie "zaprosił nas do kina" - na terkoczącym projektorze, z dużej szpuli, wyświetlił film z zawodów karate oraz "Wejście Smoka" (nieco przycięte - brakowało całej sekwencji związanej ze śmiercią Jim'a Kelly i wywieszeniu jego ciała na łańcuchach) oraz fragmenty "Gry śmierci".
Po emisji bardzo długo siedziałem w parku i zastanawiałem się: Jaki sens ma to co robię od 4 lat, wobec tego co zobaczyłem na ekranie ? Chyba po kilku godzinach wróciłem do pokoju w akademiku i "przetestowałem się" na wszystkim, co tylko znalazłem w zasięgu ręki i nogi - drewniany stojak na ubrania dosłownie fruwał po całym pokoju - jakoś musiałem uwolnić energię, którą poczułem z ekranu.
Wkrótce potem "Wejście Smoka " trafiło do polskich kin i zaczęło się...
W zasadzie, ściśle mówiąc pomiędzy wspomnianymi wyżej: "pierwszym i drugim spotkaniem" , miały jeszcze miejsce spotkania incognito. Pamiętam, że mój bliski kolega z klasy w liceum (który jednak nie ćwiczył ze mną) śmiał się opowiadając mi, jak to przeczytał w jakimś artykule dotyczącym sztuk walki, że podczas kręcenia filmu z tego gatunku, ktoś wyzwał aktora grającego główną rolę do rzeczywistej walki i aktor tę walkę wygrał. Rok 1978, w którym i ja zacząłem ćwiczyć, był rokiem, w którym głównie za sprawą organizacji studenckich i samych studentów, sztuki walki w Polsce zdobyły już pewien status i przyszedł czas na ich oficjalne rozpropagowanie. Zaczęły pojawiać się artykuły w prasie sportowej, tej o charakterze militarnym (np. "Żołnierz Polski"), młodzieżowej, i nie tylko np. w miesięczniku "Kontynenty" nr 7 - lipiec 1978, znalazł się 6-stronicowy, bogato ilustrowany artykuł Marka Pieczyńskiego "Szał budo i u szu" pretekstem do napisania którego był zorganizowany w Gdańsku przez Klub Studentów Wybrzeża " Żak" (w dniach 7-9 kwietnia 1978 roku) przegląd "Sztuka walki ludów dalekiego wschodu" - pierwsza tego typu impreza w Polsce ("ludów" brzmiało poprawnie politycznie w PRL - Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej). Z artykułu dowiadujemy się, że w 140 zarejestrowanych w TKKF (Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej) sekcjach, przeważnie w większych miastach, karate i inne sztuki walki uprawia w Polsce ponad 10 tysięcy osób. Ponadto kilkukrotnie autor nawiązuje w artykule do Bruce'a Lee oraz co istotne, podaje, że "Kiedy przed kilkoma miesiącami wyświetlano w warszawskiej Polonii film z Brucem Lee, doszło do burd: chętnych było znacznie więcej niż miejsc na dwóch seansach". Była to więc najprawdopodobniej polska prapremiera "Wejścia smoka" zorganizowana przez jakiś DKF (Dyskusyjny Klub Filmowy) - w ramach ich działalności można było na pojedynczych seansach wyświetlić filmy, które jeszcze, bądź w ogóle, nie weszły do oficjalnej dystrybucji w socjalistycznej Polsce.
Jednak dopóki nie zobaczyłem Bruce'a Lee na ekranie, nazwisko to, nawet jeśli gdzieś je spotykałem, nic dla mnie nie znaczyło - ot, był ktoś, kto gdzieś zdobył jakąś popularność - i tyle.
Bruce Lee był postacią wyjątkową również z tego powodu, że przez całe swoje życie, równolegle z praktyką, nauczał sztuki walki - każdego i przy każdej okazji, również w swoich filmach. Choreografia jego walk to nie tylko popis sprawności, ale także wykładnia jego filozofii i taktyki. "Bruce Lee. Metoda walki" były jednymi z pierwszych "kserówek" jakie kupiłem na "warszawskim Różycu".
Był pierwszym azjatyckim mistrzem, który porzucił słowo styl ! Nie kultywował bezkrytycznie jednej odmiany, lecz sięgnął do wszystkiego, niezależnie od rodowodu danej odmiany, łącznie ze współczesnymi mu olimpijskimi sportami walki. Chińczyk-kosmopolita. Szukał rozwiązań uniwersalnych: Japonia, Korea, Filipiny, zachodnioeuropejski boks, szermierka, zapasy - gdzieś musi być coś, co je łączy. Po dogłębnej analizie stwierdził:
"Na początku myślisz, że uderzenie to uderzenie, a kopnięcie to kopnięcie, Kiedy wiesz trochę więcej, wydaje Ci się, że pomiędzy stylami i ich technikami są ogromne różnice, ale później wracasz do punktu wyjścia i rozumiesz, że kopnięcie to kopniecie, a uderzenie to uderzenie... Dopóki człowiek ma dwie ręce i dwie nogi, nie wymyśli nic więcej."
Czasem myślę, że na temat walki "w stójce" powiedział wszystko. To tak, jak z pisaniem o nim: możesz powiedzieć po prostu: "Bruce Lee" i wszystko jasne, lub napisać książkę na tysiąc stron, która i tak będzie kontrowersyjna i nie wyczerpie tematu.
Pierwsze moje wspomnienie związane z Bruce'm Lee, to zachodnioniemiecka gazeta "Bravo", w której jako młody chłopak w socjalistycznej Polsce szukałem zdjęć i plakatów zespołów muzycznych. W jednym z numerów zobaczyłem galerię nagrobków gwiazd. Zastanowiło mnie, kim mógł być ten Azjata, pokazywany w sąsiedztwie Elvis'a Presley'a ?
Drugie spotkanie miało miejsce w czerwcu 1982 roku. Do Torunia przyjechał z Trójmiasta Andrzej Świerk 3 Dan Karate Shotokan. Poprowadził szkolenie, przeprowadził egzamin na stopnie Kyu, a następnie "zaprosił nas do kina" - na terkoczącym projektorze, z dużej szpuli, wyświetlił film z zawodów karate oraz "Wejście Smoka" (nieco przycięte - brakowało całej sekwencji związanej ze śmiercią Jim'a Kelly i wywieszeniu jego ciała na łańcuchach) oraz fragmenty "Gry śmierci".
Po emisji bardzo długo siedziałem w parku i zastanawiałem się: Jaki sens ma to co robię od 4 lat, wobec tego co zobaczyłem na ekranie ? Chyba po kilku godzinach wróciłem do pokoju w akademiku i "przetestowałem się" na wszystkim, co tylko znalazłem w zasięgu ręki i nogi - drewniany stojak na ubrania dosłownie fruwał po całym pokoju - jakoś musiałem uwolnić energię, którą poczułem z ekranu.
Wkrótce potem "Wejście Smoka " trafiło do polskich kin i zaczęło się...
W zasadzie, ściśle mówiąc pomiędzy wspomnianymi wyżej: "pierwszym i drugim spotkaniem" , miały jeszcze miejsce spotkania incognito. Pamiętam, że mój bliski kolega z klasy w liceum (który jednak nie ćwiczył ze mną) śmiał się opowiadając mi, jak to przeczytał w jakimś artykule dotyczącym sztuk walki, że podczas kręcenia filmu z tego gatunku, ktoś wyzwał aktora grającego główną rolę do rzeczywistej walki i aktor tę walkę wygrał. Rok 1978, w którym i ja zacząłem ćwiczyć, był rokiem, w którym głównie za sprawą organizacji studenckich i samych studentów, sztuki walki w Polsce zdobyły już pewien status i przyszedł czas na ich oficjalne rozpropagowanie. Zaczęły pojawiać się artykuły w prasie sportowej, tej o charakterze militarnym (np. "Żołnierz Polski"), młodzieżowej, i nie tylko np. w miesięczniku "Kontynenty" nr 7 - lipiec 1978, znalazł się 6-stronicowy, bogato ilustrowany artykuł Marka Pieczyńskiego "Szał budo i u szu" pretekstem do napisania którego był zorganizowany w Gdańsku przez Klub Studentów Wybrzeża " Żak" (w dniach 7-9 kwietnia 1978 roku) przegląd "Sztuka walki ludów dalekiego wschodu" - pierwsza tego typu impreza w Polsce ("ludów" brzmiało poprawnie politycznie w PRL - Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej). Z artykułu dowiadujemy się, że w 140 zarejestrowanych w TKKF (Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej) sekcjach, przeważnie w większych miastach, karate i inne sztuki walki uprawia w Polsce ponad 10 tysięcy osób. Ponadto kilkukrotnie autor nawiązuje w artykule do Bruce'a Lee oraz co istotne, podaje, że "Kiedy przed kilkoma miesiącami wyświetlano w warszawskiej Polonii film z Brucem Lee, doszło do burd: chętnych było znacznie więcej niż miejsc na dwóch seansach". Była to więc najprawdopodobniej polska prapremiera "Wejścia smoka" zorganizowana przez jakiś DKF (Dyskusyjny Klub Filmowy) - w ramach ich działalności można było na pojedynczych seansach wyświetlić filmy, które jeszcze, bądź w ogóle, nie weszły do oficjalnej dystrybucji w socjalistycznej Polsce.
Jednak dopóki nie zobaczyłem Bruce'a Lee na ekranie, nazwisko to, nawet jeśli gdzieś je spotykałem, nic dla mnie nie znaczyło - ot, był ktoś, kto gdzieś zdobył jakąś popularność - i tyle.
Bruce Lee był postacią wyjątkową również z tego powodu, że przez całe swoje życie, równolegle z praktyką, nauczał sztuki walki - każdego i przy każdej okazji, również w swoich filmach. Choreografia jego walk to nie tylko popis sprawności, ale także wykładnia jego filozofii i taktyki. "Bruce Lee. Metoda walki" były jednymi z pierwszych "kserówek" jakie kupiłem na "warszawskim Różycu".
W tym miesiącu mija 41 lat od kiedy praktykuję sztuki walki, lecz moja opinia na temat Bruce'a Lee nie uległa zmianie.
Zobacz:
- bardzo dobrze zremasterowany pokaz Bruce'a Lee
- muzeum w Hong Kong'u
- galerię zdjęć pomnika w Hong Kong'u
Hong Kong
Najmniejszy (razem z cokołem ma ok. 180 cm), ale za to pierwszy na świecie pomnik Bruce'a Lee. Powstał w Mostar w Bośni, jako symbol walki z podziałami etnicznymi.
W 2013 r. postawiono pierwszy pomnik Bruce'a Lee w USA.
CHRONOLOGIA ŻYCIA BRUCE'A LEE
Przejdź do strony bruceleefoundation : (z prawej strony bardzo krótka biografia), z lewej strony rozwiń oś czasu (kalendarium) - każde wydarzenie ilustrowane jest zdjęciem.
Poniżej chronologia wg głównego biografa Bruce'a Lee, John'a Little, z książki "Bruce Lee: The Celebrated Life of the Golden Dragon" (zobacz w google books)
Komentarze
Prześlij komentarz