Refleksje: Czy ma sens wykonywanie samoobrony i rozbić podczas egzaminów ?
Jako młody człowiek uznawałem za odrobinę zabawne scenki typu: praktyk sztuk walki staje z zaciśniętymi pięściami przed okienkiem bankowym i informuje kasjera: "To jest napad", lub inną: Bruce Lee szybką serią ciosów wybija zęby Wampirowi.
Z tego typu tworów mojej wyobraźni można wysnuć dwa wnioski, które miały charakter uniwersalny:
1. sztuki walki uznawano za bardzo groźne i skuteczne
2. sztuki walki rozpropagowane zostały dzięki filmom
1. sztuki walki uznawano za bardzo groźne i skuteczne
2. sztuki walki rozpropagowane zostały dzięki filmom
Rzeczywiście nic innego nie przyczyniło się w takim stopniu do popularyzacji sztuk walki jak film, ale jednocześnie filmowe choreografie zdecydowana większość widzów naiwnie potraktowała jako realną ekspozycję potencjału zawartego w umiejętnościach Mistrzów.
Chęć zarobienia pieniędzy, zarówno przez producentów filmów, jak i wykorzystujących trend instruktorów - inaczej mówiąc: komercjalizacja, czyli proces motywowany osiąganiem zysków - doprowadziła do niezwykłego rozpowszechnienia sztuk walki, a jednocześnie zabiła ich istotę.
Elitarna grupa ludzi zdeterminowanych do tego stopnia, że doprowadzali do zdeformowania swoich kończyn, aby uczynić z nich narzędzie walki zdolne do roztrzaskiwania i przebijania, i którzy gotowi byli niemal dać się zamęczyć w trakcie treningów, zastąpiona została przez rzesze instruktorów, którzy nie powinni uczyć ani tytułować się Mistrzami, a uczyli kolejne rzesze ludzi, którzy i tak nie mieli żadnych predyzpozycji do tego typu działań - nie każdy posiada naturę drapieżnika.
Z drugiej strony nie można było powszechnie "uzbrajać" adeptów w niebezpieczne umiejętności, tak więc, ujmując rzecz w przenośni: prawdziwe karabiny zastąpiono plastikowymi i w efekcie, biorąc pod uwagę wszystkie powyższe, sztuki walki stały się zabawą w sztuki walki nie mającą nic wspólnego z ich prawdziwą istotą, co w efekcie doprowadziło do upadku autorytetu i wiarygodności - aktualnie bardzo trudno jest przyciągnąć do sztuki walki adeptów utalentowanych sportowo z duszą prawdziwego wojownika - większość społeczeństwa traktuje sztuki walki z przysłowiowym "przymrużeniem oka".
6-go listopada 2021 r. zamieściłem post: "Czy istnieją granice komercji ?"
Osobiście traktuję TKD głównie jako sport i rozpatruję je w kwestii skuteczności w ramach konkurencji sportowych: walki i układów. Jednak pozostają kwestie egzaminów obejmujących tzw. samoobronę i rozbijanie. Czy powinny one nadal być elementem egzaminu ? Jak dalece mogą one być "umowne"? I jak bardzo zależy nam na zachowaniu pozorów, stosując "specjalne" deski, cegły a nawet beton ?
Niedawno dostałem w tzw. podpowiedzi filmik: Black Belt Testing 10 26 2024.
Z jednej strony można by życzyć wielu szkołom takiego poziomu, a z drugiej budzi on mnóstwo wątpliwości - zwróćcie uwagę na zainteresowanie osób towarzyszących, siedzących pod ścianami (ile emocji budzą te efektowne sposoby unicestwiania przeciwnika).
Może egzamin powinien obejmować tylko układy i walkę sportową, ale za to wykonywane na poziomie nie budzącym wątpliwości ?
Komentarze
Prześlij komentarz