"MAM TALENT" TVN (cz. 5) - moje wspomnienia (cz. 4): Casting w Gdańsku (cz. 1 )

To oficjalne zdjęcie (wykonane przez fotografa TVN, Grzegorza Pressa), nazwane przez nas "ławką" (lub "deską"), stało się czymś w rodzaju naszego znaku rozpoznawczego podczas udziału w MAM TALENT. Wybicie Darii było jedynym momentem, który wyszedł nieco słabiej na próbie generalnej i trochę im (Darii, Bartkowi i Mikołajowi) z tego powodu "nagadałem" - jak widać "sprężyli się" i na występie udało się popisowo.



Prawie zawsze na zawody jeździliśmy sami. W Gdańsku towarzyszyła nam sympatyczna grupka kibiców, zapewniająca wsparcie podczas występu. To było naprawdę ważne i potrzebne.


Przed wyjazdem ktoś zaproponował, żeby przygotować jakieś małe banery z hasłami, oprócz tego, który miał reklamować nasz klub. Mama Bartka Fabryckiego, chłopaka Darii, wymyśliła slogan: "Daria wszystkim radę da, bo Taekwondo w sercu ma". Ja dla żartu rzuciłem: "Zobacz tylko chłopie, jak dziewczyna kopie". Pośmialiśmy się, lecz po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że takie hasło jest niczym gag w komedii slapsticowej: groteskowy, przerysowany i spontaniczny. Za sprawą swojej prostoty i kolokwialnej treści, może zwracać uwagę i zapadać w pamięć, a zatem posiada cechy skutecznej reklamy. Okazało się, że miałem rację - oba teksty "poszły" na banery, a "Zobacz tylko chłopie..." prowadzący Marcin Prokop głośno odczytał na wizji przed wejściem naszej ekipy na scenę.

Castingi w Gdańsku trwały 2 dni: 8 i 9 czerwca (2015 r.). My wyznaczeni zostaliśmy na pierwszy dzień. Wydaje mi się, że zjawiliśmy się tak jak wskazano w informacji tj. około 8-ej rano. O tej porze jednak jeszcze nic się nie działo - niewielka grupka ludzi stała przed zamkniętym teatrem. Byliśmy jednymi z pierwszych. Zanosiło się na długie czekanie. Dzięki częstemu i regularnemu udziałowi w zawodach sportowych byliśmy "zaprawieni" w startach po wielogodzinnym oczekiwaniu - tu przynajmniej podróż (w odróżnieniu od tych trwających 10 czy 12 godzin do Niemiec lub Holandii) nie była wyczerpująca.
A propos: do miejscowości Innsbruck w austriackich Alpach dotarliśmy po 24 godzinach od wyjścia z domu - był to wyjazd kadry organizowany przez PZTO - jak po takiej podróży autokarem pilnujący wagi zawodnik ma nie być zmęczony i skutecznie walczyć następnego dnia ?

Pierwsza połowa dnia zeszła na przygotowaniach organizacyjnych do castingu. Około 9-ej otwarto teatr i rozpoczęła się rejestracja uczestników. Kamerzysta i jakaś dziennikarka podchodzili do wybranych osób, lub grup, filmując je i przeprowadzając krótkie wywiady - na nas nikt nie zwracał uwagi.
Zarejestrowaliśmy się - Daria dostała drugą, taką samą jak poprzednio, naklejkę, ze swoim numerem z precastingu 3207 - naklejka musi znaleźć się na stroju uczestnika podczas występu.

Po rejestracji wszyscy uczestnicy zobowiązani byli do przebywania na piętrze w dużym, przeszklonym holu z widokiem w kierunku starego miasta. Urządzono tu prowizoryczne studio, a wszyscy w swoich strojach scenicznych musieli być w gotowości, gdyby akurat od nich czegoś potrzebowano.
Chociaż można było odnieść wrażenie, że nikt nic nie robi, to produkcja pracowała "pełną parą". Najpierw zrobiono wszystkim "firmowe" zdjęcia (w naszym przypadku to zdjęcie zamieszczone w poprzednim poście). O ile, jak napisałem wyżej, początkowo nie zwracano na nas uwagi, to teraz na brak zainteresowania nie mogliśmy narzekać. Przeprowadzono długie wywiady ze mną i z Darią, których fragmenty znalazły się na wizji w tak zwanej "wizytówce" tj. 1-minutowym wprowadzeniu przybliżającym sylwetkę uczestnika przed jego występem. Następnie Daria i jej asystenci, jako jedna z nielicznych ekip, zostali "wyprowadzeni na miasto" i upłynęło sporo czasu zanim wrócili. Ja z żoną zostaliśmy w teatrze, ale w wycieczce wzięła udział nasza Marta Wojciechowska, wyposażona w swój profesjonalny aparat fotograficzny, dzięki czemu, oprócz oficjalnych ujęć wykorzystanych również w "wizytówce", zachował nam się na pamiątkę fajny fotoreportaż, którego część zamieściliśmy w nasze klubowej galerii.

"In the heart of the city" 
- tak zatytułowała Daria na swoim instagramie to zrobione przez Martę zdjęcie.

Poproszono nas także, żeby Daria wykonała przed kamerami rozbicie deski, gdyż realizatorzy chcieli wypróbować slow motion - byłem przekonany, że chodzi o jeszcze jedno ujęcie do "wizytówki", lecz dopiero we wrześniu przekonałem się o jego prawdziwym przeznaczeniu.
Chcieliśmy, żeby rozbicie było widowiskowe, a zawsze efektowniej wyglądają te "nadlatujące" po trajektorii poziomej. Wybraliśmy odwrotne kopnięcie okrężne wykonane w wyskoku z obrotem ciała o 360 stopni. Rozbicie miało nastąpić we wskazanym miejscu - tymczasowym studio, z przygotowanym tłem i odpowiednim oświetleniem. Filmowane było nie "z ręki", lecz ze stacjonarnych kamer. W  holu pełnym ludzi, kamer i reflektorów był pewien problem z ustawieniem kopnięcia pod odpowiednio widowiskowym kątem, przy jednoczesnej gwarancji, że fragment rozbitej deski nie uderzy w nikogo z obecnych, ani żaden ze sprzętów. W końcu realizatorzy stwierdzili, że "biorą to na siebie", a Daria ma po prostu zrobić swoje - i zrobiła.

Każdemu wykonawcy przysługiwała jedna próba generalna na scenie. Gdy nadeszła nasza kolej sprowadzeni zostaliśmy na parter, za kulisy, gdzie czekaliśmy, aż skończą poprzedzający nas wykonawcy. Byliśmy dobrze przygotowani: znaliśmy rozmiar sceny i mieliśmy dobrze rozplanowany cały występ. Nasza próba przebiegła szybko i sprawnie. Zadano nam kilka pytań, głownie dotyczących desek, których na próbie nie używaliśmy i dokonano kilku ustaleń m.in. kto ma stać za kulisami razem z prowadzącymi. Początkowo Daria chciała żebym to był ja z żoną, lecz ostatecznie stanęło na tym, że rodzice będą mieli zarezerwowane specjalne miejsca na widowni, a za kulisami zostanie jej chłopak i koleżanki. Teraz to już było wszystko - czekał nas już tylko występ. Tymczasem wróciliśmy do holu na piętrze.
Myślę, że próba na scenie potrzebna była zarówno występującym jak i realizatorom. Oczywiście na próbie widownia była pusta, nie było nikogo z komisji ani prowadzących, ale dawało to pewien przedsmak występu i pozwalało lepiej się do niego dostroić psychicznie.

O ile dobrze pamiętam, casting rozpoczął się po godzinie 15-ej (3 p.m.). Trochę wcześniej przyjechała komisja w tradycyjnym składzie: Agnieszka Chylińska, Agustin Egurolla i Małgorzata Foremniak, którą wszyscy uczestnicy, w strojach scenicznych, wyszli powitać przed teatrem.

Gdy właściwy casting miał się rozpocząć, publiczność została wpuszczona na widownię. Po prawej stronie, patrząc od sceny, zasiedli nasi kibice, z którymi i tak nie widzieliśmy się już od kilku godzin - w holu na piętrze mogli przebywać tylko wykonawcy i nieliczne osoby towarzyszące.
Po jakimś czasie tuż obok nas przeszła komisja, która zwyczajowo schodzi na swoje miejsca po schodach. Agustin Egurolla mijając siedzących na krzesłach, ubranych w doboki, naszych chłopców, każdemu "przybił piątkę" ("high five").
Nie wiedzieliśmy kiedy przyjdzie nasza kolej. Poszczególni uczestnicy rozgrzewali się, denerwowali i na wszelki wypadek powtarzali swoje występy - tak więc pomimo że właściwe występy odbywały się na scenie, my także oglądaliśmy całkiem niezłe przedstawienie. Sami niczego już nie robiliśmy - uważałem, że jesteśmy przygotowani.

W końcu ktoś przyszedł po nas. Było już chyba po 18-ej (6 p.m.). Ponownie sprowadzono nas za kulisy na tyłach sceny. Tu już dawało się wyczuć nerwową gorączkę. Czekaliśmy spokojnie. Chyba zrobiliśmy jeszcze jakieś zdjęcie. Ktoś z technicznych zainteresował się naszymi deskami - być może sam kiedyś ćwiczył i być może uważał się za eksperta ? Nie chciałem być nieuprzejmy, ale zdecydowanie poprosiłem, żeby nawet nie próbował ich dotykać - po wszystkich próbach mieliśmy ze sobą tylko potrzebnych 15 - gdyby którąś rozbił lub złamał, mielibyśmy problem. Jak wspomniałem w poprzednim poście, deski były cienkie i specjalnie przygotowane do pokazu - to miały być serie rozbić szybkościowych, a nie siłowych. W moim odczuciu Daria, która przez cały czas walczyła w pełnokontaktowym systemie z zawodniczkami z całego świata i zdarzało się, że wygrywała walki przez nokaut, nie musiała tu udowadniać swojej siły.
"Przygotujcie się ! Wchodzicie jako następni !". Przybiłem ze wszystkimi piątki. Daria, asystenci oraz Bartek Fabrycki, Marta i Weronika zostali, a mnie z żoną wyprowadzono na wąski boczny korytarz, skąd tuż przed występem Darii mieliśmy zostać wprowadzeni na nasze wyznaczone miejsca na widowni.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mój program "Taekwondo Stretching" (cz. 1): Wprowadzenie i Zestaw 1

Jeszcze dwie książki w języku polskim na temat Taekwondo